środa, 18 kwietnia 2018

Był sobie pies



Niesamowita książka, zabawna, pełna uczuć, tych dobrych i tych złych.  Książka nie jest ludzkim spojrzeniem na życie psów. Jest próbą spojrzenia na świat oczami psa i zaczynamy się zastanawiać czy jest w tym może ziarnko prawdy? Jest to opowieść o długim życiu ( a raczej kilku życiach) psa, który próbuje odnaleźć jego sens.Mamy okazje śledzić losy głównego bohatera już od jego pierwszych świadomych chwil, począwszy od życia, w którym jest bezdomnym szczeniakiem, przez naukę życia w prawdziwym kochającym domu, naukę pracy w policji oraz powrót do swojego "ulubionego" właściciela. Najciekawszą dla mnie rzeczą ukazaną w tej książce jest sposób w jaki nasz bohater wykorzystuje to czego się nauczył w poprzednich życiach, m.in. otwieranie furki, aportowanie, szukanie ludzi. Ciekawym jest czy dlatego jeden pies uczy się szybciej (kolejne jego życie) a drugi wolniej (pierwszy życie)? Nasz psi bohater ma mnóstwo przygód w swoich życiach w takcie których stara się odnaleźć ich sens. Dąży do pokazania ludziom czym jest miłość oraz, że w każdej chwili można zacząć kochać. Książka bardzo dobrze ukazuje również jak sposób wychowania i odnoszenia się do naszych pupilów może na nich wpłynąć, zaczynamy się zastanawiać czy my tak robiliśmy a jeśli tak to czy to było złe. Język jest bardzo prosty dzięki kilku zabawnym grom słownym pokazuje psi sposób patrzenia na świat ludzi oczami psów. Autor stworzył książkę, która w niezwykle oryginalny sposób oddaje psią wizję świata i proponuje zaskakującą i ujmującą odpowiedź na pytanie, czy psy idą do nieba. Autor opisuje również własną historię, zawierając w powieści wspomnienia chwil spędzonych ze swoimi psimi przyjaciółmi, zwłaszcza z towarzyszem dzieciństwa, labradorem Cammie. 

Książka mi się podobała, Lekka, łatwa do czytania, przystępny język i sposób pisania. Serdecznie polecam :) 

sobota, 7 kwietnia 2018

Światło, którego nie widać


Wiosna! W końcu. Czekałam, czekałam i w końcu się doczekałam. Jak się czujecie w te wiosenne dni? Ja mam tyle zajęć, że ciężko znaleźć czas na książkę. Na szczęście dni robią się coraz dłuższe więc myślę, że jakoś dam radę. Poniżej wstawiam Wam zdjęcie z pierwszego wiosennego spaceru w tym roku, pomimo, że mój luby nie jest zwolennikiem spacerów udało mi się go wyciągnąć na jeden :P a na koniec macie krótką recenzję książki. Miłej resztki weekendu!



A teraz recenzja
😊



Książka ta dostała nagrodę Pulitzera wszędzie mnóstwo opinii, że to najlepsza książka roku. Miałam wobec niej duże oczekiwania ale na oczekiwaniach niestety się skończyło. Jeżeli chodzi o moje odczucia to są one mieszane. Jednocześnie nie chciałam przestać czytać tej książki jak i mnie męczyła. Książka pokazuje złożoność charakteru ludzkiego. Faktem jest, że w książce jest bardzo duży wachlarz emocji. Mnie jednak trochę przerósł nadmiar informacji naukowych o falach radiowych, budowie radia (to zdecydowanie nie dla mnie). Jak każda książka w tematach wojennych szokuje mnie ilością przemocy. 

Książka głównie skupia się na historii dwóch osób dziewczynki i chłopaka. Poznajemy ich tak naprawdę jako dwójkę dzieci. Marie-Laure LeBlanc jest młodą, wrażliwą dziewczynką, która pomimo swojej ślepoty stara się brać z życia jak najwięcej. Dzięki ojcu jej życie jest ułożone ale też pełne radości. Drugą pierwszoplanową postacią jest Werner, który wychowuje się w sierocińcu razem ze swoją siostrą, chłopak odkrywa swój talent do naprawy odbiorników radiowych co pozwala mu uzyskać możliwość rozwoju. Obie postacie poznajemy co raz lepiej z każdą kolejną stroną. Poznajemy ich myśli, odczucia, obawy. 

Polubiłam dwójkę głównych bohaterów.  Niepewność Wernera w podejmowanych działaniach oraz pewność dziewczynki, że pomimo wszystko trzeba zrobić coś dobrego. Najbardziej jednak lubiłam postać Marie-Laure, sposób w jaki pojmowała świat pomimo braku wzroku, nauka topografii miasta z makiety stworzonej przez jej ojca. Nie wiem czy na jej miejscu ja miałabym tyle upartości i nie pozwoliłabym sobie się załamać.