piątek, 27 lipca 2018

Żółwie aż do końca.




Zacznę od tego, że… Nie lubię książek Johna Greena. Nie wiem czemu, w 99% zwyczajnie mi się nie podobają. Poniżej jest opisany ten wyjątkowy 1%!

Dzisiaj przybywam z książką z mojej listy 44 do przeczytania. Jestem nią wprost zachwycona. Wydaje mi się, że to z powodu głównej bohaterki, z którą się trochę utożsamiam. Ale od początku.

Książka opowiada o życiu z pozoru normalnej dziewczyny. Toczy się ono jak większości standardowych nastolatków, szkoła, dom, problemy rodzinne, przyjaciele, miłości i  „clostridium difficile”.

To ostatnie to bakteria. Skutkiem zarażenia się nią może być śmierć. Jest to największy lęk dziewczyny. Każdego dnia w jej głowie pojawia się spirala myśli, która prowadzi do jednego miejsca „śmierć przez zarażenie się „clostridium difficile”. Dziewczyna na różne sposoby próbuje uniknąć zarażenia bakterią, na palcu zrobiła sobie ranę, z której upuszcza krew za każdym razem jak do jej głowy wpada myśl o zakażeniu. Czyli dosyć często.

Spirala myśli, która trawi bohaterkę przez prawie całą powieść jest niesamowicie życiowa i rzeczywista. Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Każdy z nas ma czasem myśli, które tłoczą się wokół siebie jak spirala, która się zacieśnia, zacieśnia aż w końcu nie ma miejsca na nic innego.

Powieść w większej mierze opiera się na zbzikowaniu głównej bohaterki, jednak w tle  ciągną się też inne ciekawe wątki. Jednym z ciekawszych jakie występują są relacje rodziny Picketta a dokładniej ojca z synami, z pozoru wydaje się, że ojciec nie do końca jest zainteresowany i zaangażowany w rodzinne życie. Dopiero pod koniec książki okazuje się, że było trochę inaczej. Kolejnym dosyć ciekawym wątkiem jest uczucie Azy do Davisa i odwrotnie. Uwielbiam ich rozmowy, ich przeżycia i przygody, wspólne oglądanie gwiazd, filmów o kosmosie. Ale tak brawurowe spieprzenie związku i uczucia mogło się pojawić tylko w książce, jakby nie patrzeć, młodzieżowej. Najmniej ciekawym, moim zdaniem, wątkiem było rzekome śledztwo w poszukiwaniu ojca Davisa. No niestety ale śledztwem nie można nazwać znalezienia kamery i zdjęcia oraz wzięcia pieniędzy no i kilku przypadkach, które po sobie nastąpiły co skutkowało znalezieniem ojca chłopców.

Szkoda mi się zrobiło młodszego brata Picketta. W pewnych momentach miało się wrażenie, że po zniknięciu ojca nie do końca wiedział co się dzieje. Jednak chłopak był na tyle bystry i ogarnięty, że zauważył podpowiedzi w notatkach ojca i poprosił o pomoc.

Ps. Dzisiaj odbieraj swój pierwszy mondrivebox! Kolejny post będzie o moich wrażeniach odnośnie Boxu!

2 komentarze:

  1. Po moim niezbyt udanym romansie z „Gwiazd naszych wina” jakoś nie czuję się na siłach, aby sięgać po kolejne książki tego autora. Po prostu boję się, że ponownie się zawiodę i zostanę zmuszona do wypowiedzenia wielu niepochlebnych słów w stronę pana Greena, gdzie w tym samym czasie mogłabym przeczytać i zrecenzować coś, co polecam całym sercem. Tak, wiem – opinie o tytułach, które nam nie przypadły do gustu też są mile widziane w naszym blogoświecie, jednak lepiej mi się pisze „pieśni pochwalne”. ;)
    Pozdrawiam!
    DEMONICZNE KSIĄŻKI

    PS. Polecam zmienić czcionkę przy treściach posta, bo ta aktualna nieco męczy oczy. Proponuję Times New Roman oraz Georgię. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam to samo, wolę pisać o czymś co mi się podoba! Sprawdzę czcionki, które polecasz! Dziękuję za opinie :)

    OdpowiedzUsuń